PGE Turów lepszy od Baloncesto Sevilla w Pucharze Europy

Bartosz Tomczak | Utworzono: 2015-01-14 20:49 | Zmodyfikowano: 2015-01-14 20:49

Turów zaczął dobrze. Po nieco ponad pięciu minutach gospodarze byli lepsi 16:11. Wtedy do pracy wzięli się goście i przeprowadzili serię 12:2. Najpierw trafiali zza łuku, potem z pomalowanego i na dwie minuty przed końcem pierwszej kwarty mieli korzystny wynik 23:18. Bardzo ofensywna, inauguracyjna odsłona meczu skończyła się celnym rzutem Nemanji Jaramaza równo z syreną. Turów był wtedy gorszy jedynie 26:27.

Drugą kwartę lepiej zaczęło Baloncesto. W pierwsze trzy minuty tej odsłony Valencia zaliczyła serię 8:2 i wyszła na największe jak do tej pory prowadzenie - 35:28. Od tego momentu lepiej zaczął grać Turów. Gospodarze uszczelnili defensywę i zaczęli seryjnie zdobywać punkty. PGE miało passę 12:0! Rozpoczął ją akcją 2+1 Michał Chyliński.

Potem trafił Filip Dylewicz. Ten rzut dał remis 37:37, na trzy minuty przed końcem kwarty. W kolejnej akcji znów trzema punktami popisał się Chyliński (13 "oczek" w pierwszej połowie), ale tym razem za sprawą trafienia zza łuku. Turów zaczął dyktować warunki, a znakomicie pod koszem czuł się Damian Kulig, który dwie następne sytuacje zamienił na punkty. Gospodarze prowadzili już 44:37.

Wtedy Sevilli udało się zatrzymać ofensywną posuchę, ale nie Damiana Kuliga. To on zdobył kolejne cztery punkty dla Turowa - jakżeby inaczej, po akcjach w pomalowanym. Kulig w pierwszej połowie trafił wszystkie ze swoich sześciu rzutów i z dorobkiem 14 punktów był najlepszym strzelcem zgorzelczan. Turów prowadził do przerwy 50:43.

Po powrocie z szatni gospodarze utrzymywali przewagę. Po celnej trójce Vlada Moldoveanu Turów prowadził 61:52. Potem moment dobrej gry zaliczyli goście. Seria 7:0 w wykonaniu Sevilli sprawiła, że kapitał zgorzelczan stopniał do zaledwie czterech punktów (63:59). Trener Miodrag Rajković nie ryzykował i poprosił o przerwę na żądanie. Rozmowa z zawodnikami przyniosła zamierzony skutek. Turów przez następne dwie i pół minuty - czyli do końca kwarty - nie stracił już punktów. Inna sprawa, że gospodarze także nie błyszczeli w tym czasie w ofensywie. Trafili zaledwie raz - zza łuku po rzucie Tonyego Taylora. Po trzech kwartach zgorzelczanie byli lepsi 66:59.

W decydującej odsłonie wynik był jeszcze sprawą otwartą, co chciała wykorzystać Sevilla. Goście rozpoczęli czwartą kwartę od serii 5:0, ale zapędy hiszpańskiej drużyny przerwał Nemanja Jaramaz, trafiając z półdystansu. W kolejnej akcji z czystej pozycji zza łuku trafił Damian Kulig i wydawało się gospodarze mogli nieco odetchnąć.

Na siedem minut przed końcem prowadzili 71:65, a szkoleniowiec Baloncesto - Roth Scott, wziął czas. To była bardzo dobra decyzja, bo jego zawodnicy zaczęli obracać mecz na swoją korzyść. W zaledwie 88 sekund od rozmowy ze swoim trenerem koszykarze Sevilli doprowadzili do remisu - 71:71. Na nieco ponad cztery minuty przed końcem jeden z dwóch osobistych trafił Pierre Oriola i goście prowadzili 72:71.

Turów obudził się za sprawą Mardyego Collinsa. To jego udane wejście pod kosz przerwało ponad trzyminutową passę bez punktów w wykonaniu gospodarzy. Zgorzelczanie prowadzili 73:72.

W kolejnych akcjach trwała wymiana ciosów i minimalna przewaga przechodziła z rąk do rąk. Na 77 sekund przed końcem - przy niekorzystnym wyniku 75:76 - trener Turowa, Miodrag Rajković poprosił o czas. Szkoleniowiec gospodarzy rozpisał akcję pod Vlada Moldoevanu, a ten wykonał zadanie i trafił trójkę na wprost kosza. Dolnośląski zespół prowadził 78:76. Za chwilę jednak znów był remis, bo bardzo łatwo pod kosz dostał się Ben Woodside, który podręcznikowy dwutakt zamienił na swój 14 punkt. Turów też postanowił spróbować szczęścia w pomalowanym. W kolejnej akcji Mardy Collins podał do Damiana Kuliga, a ten bez problemu punktował spod obręczy. Goście jednak znów wyrównali Trafił Guillermo Hernangomez i było 80:80.

W kluczowej akcji Turowa piłka powędrowała do Nemanji Jaramaza, a ten sam wykreował sobie pozycję i trafił odchylenia, z lewej strony, cztery metry od kosza. Gospodarze prowadzili 82:80, ale to jeszcze nie był koniec emocji. Goście poprosili o czas i trener Scott rozrysował zagrywkę alley-oop.

Zgorzelczanie obronili ją... faulem i Kristaps Porzingis powędrował na linię osobistych. Trafił pierwszy rzut, a drugi przestrzelił i Turów pozostawał na prowadzeniu - 82:81. Do końca meczu pozostawało jeszcze 18 sekund i obie drużyny zaczęły grać... faul za faul.

Sevilla przerwała atak gospodarzy, ale Nemanja Jaramaz nie pomylił się z osobistych i było - 84:81 dla Turowa. Zgorzelczanie też przerywali akcje żeby nie dopuścić do rzutu za trzy w wykonaniu rywali. Teoretycznie statyczna końcówka przyniosła nam jednak kolejne emocje.

Kiedy Vlad Moldoveanu trafił tylko jeden z dwóch osobistych, goście zebrali piłkę i do końca spotkania pozostawało siedem sekund. Żaden z graczy dolnośląskiej drużyny nie zdołał sfaulować rywali i Sevilla miała szansę na doprowadzenie do remisu. Trójkę przy kryciu z rogu oddał Nikola Radicević, ale jego rzut okazał się niecelny. Turów wygrał cały mecz 87:84.

Dla zgorzelczan było to pierwsze spotkanie europejskich pucharów rozegrane w PGE Turów Arena.

PGE Turów Zgorzelec - Baloncesto Sevilla 87:84 (26:27, 24:16,16:16,21:25)

Punkty dla PGE Turowa: Kulig 19, Collins 16, Chyliński 15, Jaramaz 13, Moldoveanu 13, Dylewicz 4, Zigeranovic 4, Taylor 3

Punkty dla Baloncesto: Woodside 17, Oriola 15, Hernangomez 12, Urtasun 12, Porzingis 8, Balvin 8, Rodriguez 5, Byars 3, Radicevic 2, Thames 2,

 

Reklama

Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.