Marta Kisiel NOMEN OMEN (Recenzja)

Grzegorz Chojnowski | Utworzono: 2014-04-29 10:12 | Zmodyfikowano: 2014-05-01 00:12

„Salka Przygoda, lat dwadzieścia pięć, metr osiemdziesiąt trzy wzrostu, siedemdziesiąt sześć kilo wagi” – tak prezentuje się bohaterka powieści Marty Kisiel NOMEN OMEN już w pierwszym zdaniu. Pochodzi z miasteczka w Kotlinie Kłodzkiej, rodziców ma ekstrawagantów, brata dokuczliwego, ciągle jest dziewicą, w dodatku rudą, z dużym biustem. Taka postać to potencjał, ale też pewne ryzyko. Bo tych 25 lat sugeruje, że adresatem książki są czytelnicy 20 plus właśnie, a tymczasem chyba najbardziej usatysfakcjonowani będą licealiści (a zwłaszcza licealistki).

NOMEN OMEN, horror-komedia, dzieje się we współczesnym Wrocławiu, gdzie przy Alei Lipowej 5 panna Salomea wynajmuje pokój u starszej pani. Niebawem staruszka rozmnoży się do liczby trzech sióstr, identycznych wizualnie, mocno różniących się charakterami. I w pewnym momencie wrócimy do Breslau, Festung Breslau, śledząc ciekawie rozpisaną historię dwóch rodzin splecionych nicią losu, który nie zapomni o nich i kilkadziesiąt lat później. Dom, strachy, nieodległy cmentarz, gdzie rezyduje zabójca-zombie, no i niezwykle inteligentna papuga o swoistym mianie Roy Keane to elementy gatunkowo ewidentne, do nich dodaje autorka składniki tradycyjnej powieści młodzieżowej – z zagadką jak z Nienackiego lub Makuszyńskiego, romantycznymi uniesieniami, sarkastycznym często humorem.

Zabarwiona intelektualnym kolorem książka spodoba się jako lektura lekka i rozrywkowa, choć na pewnym etapie nastoletniego życia także dydaktyzująca, nie tylko dla wrocławian, którzy dowiedzą się o dziejach swego miasta interesujących, niepowszechnie znanych szczegółów. Możliwe, że w doktorancie Bartku zadurzy się niejedna czytelniczka, przyszła lub obecna studentka polonistyki, lecz nie każda, bo wdzięk powieści Marty Kisiel to wdzięk bardziej retro niż metro. I dobrze. Potrzeba właśnie takiego godzenia współczesności z niedzisiejszością.

W notce autobiograficznej Marta Kisiel określa siebie samą epitetem „przebrzydła polonistka z romantycznym skrzywieniem”, w wywiadach nie ukrywa zamiłowania do książek Joanny Chmielewskiej, co wyczujemy w NOMENIE OMENIE na szczęście nie w nadmiarze, mimo iż zawartość błyskotliwości w błyskotliwości czasami zmęczy i wyda się wartością zbyt dodaną. Gdzieniegdzie skojarzy się zapewne również Musierowicz, lecz proszę tego nie traktować na prawach zarzutu. Wraz z przyzwyczajaniem się do stylu autorki, wtapianiem w powieściowy krajobraz przestają nam te dwa słowa lub zdania za dużo zgrzytać jak „klucz w wysłużonym zamku”. Marta Kisiel ma wszelkie szanse na trwały rynkowy sukces, bo korzysta z najlepszych wzorów literatury młodzieżowej. Nie pojawiła się jeszcze polska J.K. Rowling, więc czemu by nie miała się nią stać kolejna pisząca wrocławianka.  
GRZEGORZ CHOJNOWSKI
.........................................
Marta Kisiel NOMEN OMEN, Uroboros, 2014

 


Komentarze (0)
Dodając komentarz do artykułu akceptujesz regulamin strony.
Radio Wrocław nie odpowiada za treść komentarzy.